St. Vincent i Grenandyny to karaibska wyspa, która znana jest przede wszystkim fanom Jacka Sparrow’a. To właśnie tam nakręcono kilka scen do słynnego filmu „Piraci z Karaibów”. Na St. Vincent swoją posiadłość ma także Johnny Depp i kilkoro innych celebrytów. Czy St. Vincent jest jednak wyspą, którą warto odwiedzić, czy możesz skreślić ją ze swojego karaibskiego rozkładu jazdy?

W stosunku do St. Vincent miałam bardzo duże oczekiwania bo kilka dni wcześniej odwiedziłam jej siostrzaną wyspę – Bequia. O Bequia pisałam już wcześniej i byłam absolutnie tym miejscem oczarowana. Spodziewałam się zatem, że na St. Vincent będzie podobnie. Niestety bardzo się rozczarowałam. Mimo, iż St. Vincent i Bequia należą do tego samego archipelagu wysp – St. Vincent and the Grenandines – to obie wyspy bardzo różnią się od siebie. Bequia to oaza spokoju, czyste plaże i sympatyczni mieszkańcy. St. Vincent to brudne ulice, zaniedbane budynki, nachalni mieszkańcy i brzydkie plaże.

Spacer w Kingstown, St. Vincent

W St. Vincent zacumowaliśmy wcześnie rano. W planach mieliśmy zwiedzenie wyspy na własną rękę. Chcieliśmy część zobaczyć na pieszo i potem ewentualnie wziąć taksówkę na plażę. Port w stolicy St. Vincent – Kingstown – jest naprawdę duży. Po wyjściu ze statku zostaliśmy przywitani przez tłum taksówkarzy oferujących wycieczki po wyspie. Mam wrażenie, że stało ich tam chyba ze stu i wszyscy byli naprawdę bardzo nachalni. Nie zdecydowaliśmy się na żadną z wycieczek ponieważ były one naprawdę drogie. Za 3-godzinną wycieczkę taksówkarze życzyli sobie 120 USD. Jak na wyspę St. Vincent jest to cena wygórowana, bo nie ma aż tam tylu atrakcji. Zrezygnowaliśmy i zdecydowaliśmy sami zwiedzić Kingstown i dojść do słynnego fortu. Fort miał znajdować się, według Google, 30 minut na pieszo, więc bez tragedii.

Bez owijania w bawełnę Kingstown to naprawdę brzydkie miasto. Zarówno port, jak i centrum są zaniedbane i brudne. Budynki są wręcz okropne, stare, szare i brudne. Do tego mieszkańcy nie są zbyt mili dla turystów. Prawdę mówiąc nie czułam się tam zbyt bezpiecznie. Przeszliśmy całe miasto kierując się w stronę fortu. Niestety droga prowadziła przez wąskie uliczki, które wyglądały co najmniej dziwnie. Stwierdziliśmy, że nie ma co iść dalej, bo oboje czuliśmy się niepewnie. Wróciliśmy więc do portu, aby wziąć taksówkę wodną na pobliską plażę.

Kingstown
Kingstown
Kingstown, St. Vincent
Kingstown, St. Vincent
Ulice Kingstown
Ulice Kingstown

Paradise Beach na St. Vincent

Trochę zdegustowani i zawiedzeni, po 30 minutach wróciliśmy do portu. Taksówka wodna akurat odjechała nam sprzed nosa. Kupiliśmy więc bilety na następną. Koszt w obie strony to 15 USD. Pech chciał, że w dwie minuty po kupnie biletów zaczęło padać. Lało niemiłosiernie przez 30 minut. Cały port nagle opustoszał a my czekaliśmy w pasażu sklepowym. Po mniej więcej 30 minutach przestało padać, a Panowie z taksówki wodnej zaczęli wylewać wodę z łódki i sprzątać pojazd. Po kolejnych 15 minutach byliśmy już na morzu.

Owa taksówka wodna pozostawiała wiele do życzenia. Po pierwsze trudno było do niej wejść. Prawdę mówiąc trzeba było przeskoczyć przez kamienny murek. Stanowiło to spory problem dla osób starszych, które żałowały już w pierwszej minucie, że zdecydowały się na taki transport. W końcu ruszyliśmy. Łódka była stara, a my pędziliśmy, jakby była to najnowszej generacji motorówka. Nie było się nawet czego złapać podczas jazdy. Do tego łódka napędzana była chyba najtańszym paliwem, bo śmierdziało strasznie.

Po 10 minutach byliśmy już na Paradise Beach. W skali od 1 do 10, plażę oceniam na 2. Brudna woda – nie ma szans na kąpiel. Do tego wąska plaża. Możesz wynająć leżak i parasol, ale wierz mi, że nie warto za to płacić. My postanowiliśmy zrelaksować się w restauracji hotelowej. Zaraz obok plaży znajduje się uroczy hotel z restauracją i barem. Usiedliśmy tam na kawę i szybki obiad. Pogoda była cały czas brzydka, więc po mniej więcej godzinie postanowiliśmy wrócić.

Na odjazd taksówki czekaliśmy chyba dobrą godzinę. Stały 3 łódki, a wszyscy kierowcy nie robili nic. Dosłownie leżeli w łódkach. Czekali bowiem, aż zbierze się wystarczająca ilość osób, aby zapenić łódkę. Czekaliśmy długo, bo ludzi na plaży było mało. Już nawet nie chciało mi się denerwować, więc spokojnie czekaliśmy na pomoście.

Z Paradise Beach możesz podziwiać Young Island Resort, gdzie swoją posiadłość ma między innymi Johnny Depp. W rezorcie znajduje się także hotel, w którym jedna noc kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych. Naprawdę nie rozumiem kto miałby płacić tyle pieniędzy za hotel w tak brzydkim miejscu!

W porcie w St. Vincent
W porcie w St. Vincent
Port w St. Vincent
Port w St. Vincent
St. Vincent
St. Vincent
Deszczowa pogoda w St. Vincent
Deszczowa pogoda w St. Vincent
W drodze na plażę
W drodze na plażę

St. Vincent – warto jechać?

Być może miałam pecha, bo trafiłam na deszcz i kiepską pogodę, ale na St. Vincent naprawdę mi się nie podobało. Była to dla mnie jedna z gorszych wysp na Karaibach, jakie odwiedziłam. Nie podobało mi się tam absolutnie nic. Jeżeli już znajdziesz się na St. Vincent, to serdecznie polecam wykupienie rejsu na wyspę Bequia. Jeżeli jesteś pasażerem na statku, to taki rejs możesz wykupić właśnie na statku. Możesz też sprawdzić oferty w internecie.

Mam nadzieję, że Twoje wspomnienia z wyspy St. Vincent będą lepsze niż moje! 😉

2 komentarze

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.Wymagane pola są oznaczone *