Bequia to druga największa wyspa na Grenandynach. Niewiele osób wie o istnieniu wyspy, bo zdecydowanie bardziej rozsławiona jest jej siostrzana wyspa, St. Vincent. To właśnie St. Vincent jest największą wyspą na Grenandynach na którą przybywają tłumy turystów. Bequia to schowana w cieniu perła nie tylko na Grenandynach, ale i na całych Karaibach.
Przed przyjazdem na wyspę Bequia przewertowałam kilka artykułów i blogów podróżniczych szukając informacji na temat wyspy. Niestety nie mogłam znaleźć zbyt wielu informacji. Nie było żadnych arykułów na temat atrakcji turystycznych, biura nie ogłaszały żadnych wycieczek. Pomyślałam więc sobie, że Bequia będzie idealnym miejscem na leniwy dzień i nicnierobienie.
Jak spędzieliśmy dzień na wyspie Bequia
Do Bequia przybyliśmy rano o godzinie 7.30. Na wyspie nie ma portu, gdzie duże statki wycieczkowe mogłyby zacumować, więc zarzuciliśmy kotwicę kilkanaście metrów od brzegu i na ląd dostaliśmy się małymi łódkami. Główne miasto wyspy to Port Elisabeth. Znajduje sie tam kilka restauracji, stoisk z pamiątkami i innych sklepów. Miasto ma jedną główną ulicę i pewnie kilka innych małych uliczek. Miasteczko jest małe, ale wszechobecna zieleń i budynki pomalowane na wszystkie kolory tęczy tworzą niepowtarzalny klimat miejsca.
Wyspa jest na tyle mała, że spokojnie możesz zrezygnować z transportu i wybrać się na spacer. Nie widziałam zresztą po wyjściu z portu żadnych taksówek poza taksówkami wodnymi. My jednak zdecydowaliśmy się zrezygnować z taksówki wodnej i wybraliśmy się na spacer brzegiem morza. Widoki zapierały dech w piersiach. Port w Bequia jest naprawdę przepiękny i chyba zresztą najpiękniejszy jaki kiedykolwiek widziałam. Turkusowa woda, promienie słoneczne odbijające się od wody, do tego kilkadziesiąt pięknych żaglówek tworzą naprawdę cudowny widok.
Pierwsza plaża znajduje się ok 15-20 minut na pieszo od Port Elisabeth. Plaża jest bardzo szeroka, można tam wypożyczyć leżak, parasol i kupić napoje. Zdecydowaliśmy nie zostać na tej plaży, bo miałam przeczucie, że sporo osób tam zostanie i zrobi się tłum. Postanowiliśmy dotrzeć na kolejną plażę, która nazywa się Lower Bay Beach. Musieliśmy wspiąć się na niewielkie wzniesienie i po ok 15 minutach byliśmy na miejscu. Plaża tak jak przypuszczałam była pusta i tak też zostało do końca dnia. Wynajeliśmy leżaki, parasole i zostaliśmy tam kilka godzin. Bequia okazała się najlepszą wyspą do snurkowania. Woda była spokojna i krystalicznie czysta i wprost idealna dla marnych pływaków jak ja. Widziałam tam dużo ryb i kilka rozgwiazd leżących na dnie. Naprawdę świetna zabawa. Na Lower Bay Beach znajduje się także mała restauracja, gdzie można coś zjeść i kupić napoje.
W drodze powrotnej zdecydowaliśmy się wziąć taksówkę wodną, bo byliśmy zmęczeni pływaniem. Koszt takiej taksówki to $5 za osobę. Zostaliśmy jeszcze chwilkę w miasteczku na lokalnym piwie.
Bequia to naprawdę mała wyspa, więc nie oczekuj wielkich atrakcji. Ja zaliczam Bequia do najlepszych wysp karaibskich na jakich byłam, bo znajdowało się tam wszystko, co powinno znajdować się na idealnej wyspie: turkusowa i ciepła woda, biały piasek, słońce i mili ludzie. Cóż więcej trzeba 😉 Nie zapomnij tylko zabrać ze sobą maski do snurkowania, bo naprawdę szkoda nie odkryć podwodnego świata będąc na Bequia.
2 komentarze