Pamiętam z dzieciństwa bardzo srogie polskie zimy, kiedy to śnieg sięgał kolan. Bardzo tego nie lubiłam. Było zimno, ciemno, ponuro, a do lata daleko. Teraz o dziwo tęsknię za takim krajobrazem i coraz chętniej organizuję zimowe podróże. Bardzo mnie relaksuje chodzenie po śniegu, podziwianie zza szyby zimowego krajobrazu i próbowanie nowych aktywności na śniegu. Podczas mojej ostatniej podróży na północ Norwegii spróbowałam po raz pierwszy chodzenia w rakietach śnieżnych!
Kilkugodzinny spacer w rakietach śnieżnych w lesie norweskim w ciszy i spokoju był jedną z bardziej relaksujących aktywności jaką miałam okazję doświadczyć w ostatnim czasie. Nie przeszkadzał mi mróz i śnieg padający na twarz. Delektowałam się wszechobecną ciszą, zapierającymi dech w piersiach krajobrazami i wypatrywałam biegające dookoła dzikie renifery. Było po prostu pięknie. Wcale nie miałam ochoty wracać do miasta i marzyło mi się spacerować bez końca!
Czym są rakiety śnieżne
Zastanawiać się możesz czym tak w ogóle są rakiety śnieżne, bo nazwa przyznam brzmi trochę dziwnie. Rakiety śnieżne lub z angielskiego snowshoes to specjalne obuwie przeznaczone do chodzenia po śniegu. Pozwalają one na chodzenie po śniegu bez zapadania. W rakietach możesz nawet spacerować po kilkumetrowym śniegu bez zapadania się. Dzieje się tak dlatego, że rakiety śnieżne są znacznie szersze i dłuższe niż zwykły but, więc ciężar ciała rozkłada się na większą powierzchnię umożliwiając swobodne chodzenie po powierzchni śniegu. Większa część rakiety ma ramę z metalu a pozostała część z tworzywa sztucznego.
Rakiety śnieżne zakłada się na zwykłe buty. Mają one wiązania podobne do deski snowboardowej, które pozwalają przytwierdzić je do stóp. Z przodu są lekko wygięte do góry, co umożliwia większą manewrowość. Chodzenie w rakietach jest bardzo proste i nie wymaga specjalnych umiejętności. Dodatkowo spacer mogą ułatwić kijki, które okazują się przydatne szczególnie w spacerowaniu pod górkę.
Rakiety śnieżne sprawdzają się doskonale przy bardzo głębokim śniegu. Nie oznacza to jednak, że musisz jechać pod sam biegun północny, żeby je wypróbować. Rakiety śnieżne dostępne są w większych sklepach sportowych takich jak Decathlon. Możesz je tam kupić i wypróbować nawet w okolicznym parku pod warunkiem oczywiście, że jest dużo śniegu. W górach jest też sporo wypożyczalni, w których możesz dostać rakiety śnieżne. Ja akurat byłam w Norwegii i tam je testowałam, ale naprawdę można to zrobić w dowolnym mocno ośnieżonym miejscu.
Spacer w rakietach śnieżnych w Tromso
W rakietach śnieżnych spacerowałam nie w samym Tromso a mniej więcej 100 kilometrów od miasta. Dokładniej w dolinie Tamok, gdzie znajduje się słynny hotel lodowy. Aktywność zarezerwowaliśmy wcześniej w biurze Destination Tromso. Mieliśmy zapewniony dojazd, sprzęt i opiekę przewodnika.
Z Tromso wyjechaliśmy z samego rana o godzinie 8.30 i o 10.00 byliśmy już na miejscu. Jazda autobusem była atrakcją samą w sobie, bowiem droga z Tromso do Tamok jest niezwykle malownicza i prowadzi przez górzyste tereny. Po przyjeździe zostaliśmy wyposażeni w kombinezony i buty. Po chwili też dostaliśmy rakiety śnieżne, kijki i wyruszyliśmy na spacer. Chodziliśmy po lesie przez godzinę, a przewodniczka co chwilę się zatrzymywała i opowiadała nam o napotkanych drzewach. W połowie spaceru zatrzymaliśmy się i wspólnie rozpaliliśmy ogień. Przewodniczka dokładnie opowiedziała nam jak rozpalić ogień na śniegu. Wspólnymi siłami wznieciliśmy ogień i usmażyliśmy kiełbaski.
W drodze powrotnej spotkaliśmy kilka dzikich reniferów. Spacer w rakietach śnieżnych sprawił mi ogromną frajdę. Z pewnością fantastyczne krajobrazy doliny Tamok przyczyniły się w dużej mierze do pozytywnych wrażeń. Jest to malownicze miejsce, w którym panują cisza i spokój. Po skończonym spacerze usiedliśmy na chwilkę w tamtejszej kawiarence i skosztowaliśmy grzanego wina. Mieliśmy tez okazję przywitać się z psami husky i nawet nakarmić tamtejsze renifery.
Zabawa była przednia i na kolejną zimę planuję zakup swoich własnych rakiet śnieżnych!
Kilka ujęć ze spaceru po lesie w rakietach znajdziesz w filmiku nakręconym w Tromso.