Ayia Napa to niewielka miejscowość turystyczna zamieszkana przez niespełna 3 tysiące mieszkańców. Cape Greco to najbardziej wysunięty na południowy-wschód przylądek Cypru z charakterystycznymi klifami i jaskiniami. Oba miejsca udało mi się odwiedzić podczas mojej noworocznej podróży na Cypr.
W Ayia Napa i Cape Greco spędziłam prawie cały dzień. Miałam sporo szczęścia, bo pogoda tego dnia była naprawdę dobra jak na początek stycznia. Co prawda było zdecydowanie za zimno, żeby skorzystać z dobrodziejstw okolicznych plaż i wskoczyć do wody, ale przynajmniej udało mi się na chwilę zanurzyć stopy. Wypady na plaże w okresie zimowym mają jednak dużo zalet. Przede wszystkim wtedy są zupełne pustki i można wybrać się na spacer i zupełnie zresetować.
Ayia Napa
Do Ayia Napa przyjechaliśmy mniej więcej o 11 rano. Wcześniej zrobiliśmy sobie krótki przystanek na położonej kilka kilometrów za zachód plaży Nissi. Jest to naprawdę fajna plaża z kilkoma knajpkami i hotelami. Był to styczeń więc poza nami na Nissi może było z 5 innych osób. Nie mogłam sobie odmówić spaceru na boso brzegiem morza, co później poskutkowało w czerwonym nosie i kaszlu. Woda nie była bardzo zimna, ale jednak dało się odczuć zimowy wiatr. Plaża Nissi uważana jest za jedną z najpiękniejszych plaż w Europie i rok w rok znajduje się w czołówce wszystkich rankingów. Nie ma się co dziwić, bo jest tam naprawdę ładnie. Czysty, biały piasek, przeźroczysta woda, fale – raj dla surferów. Aż nie chciało się jechać dalej.
Zaczęło nam jednak burczeć w brzuchach, więc postanowiliśmy ruszać dalej do miasta. Ayia Napa to jeden z większych kurortów turystycznych na Cyprze. Byliśmy zatem przekonani, że ze znalezieniem knajpki z nie będzie problemu. Okazało się jednak, że Ayia Napa tętni życiem jedynie w sezonie. W styczniu natomiast bardziej przypomina miasto duchów. Wielkie hotele zamykają swoje drzwi. Sklepy z pamiątkami a nawet supermarkety też są zamknięte. Restauracje i kawiarnie także nie działają. Zaparkowaliśmy samochód i wyszliśmy na spacer. Jedynym miejscem, w którym udało nam się dostać kawę był MacDonald, który zresztą też był pusty! Trudno było w to uwierzyć. Z kawą w rękach wybraliśmy się zatem do portu w Ayia Napa. Promenada i port w miasteczku nie są wielkich rozmiarów, ale są zadbane i idealne na spacer. W porcie stoi kilkadziesiąt łódek i jachtów. Jest kilka tawern, które wtedy były zamknięte. Jest też molo.
Generalnie, miasto Ayia Napa spodobało mi się, ale tylko dlatego, że było tak opustoszałe. W sezonie wyobrażam sobie, że miejsce to pęka w szwach i nie uspokaja się nawet na sekundę w ciągu doby. Myślę, że w takiej formie miasto nie przypadłoby mi do gustu, bo nie lubię takich mocno turystycznych miejsc.
Dosłownie kilka kilometrów od centrum Ayia Napa trafiliśmy na bardzo ciekawą formację skalną zwaną Mostem Miłości. Podjechaliśmy tam samochodem, ale myślę, że spokojnie można tam dojść na pieszo z miasteczka. Love Bridge to naturalny most znajdujący się na samym brzegu w otoczeniu pięknych klifów. Most, klify i otwarte morze tworzą naprawdę zjawiskowy krajobraz.
Cape Greco
Z Mostu Miłości wsiedliśmy w samochód i zaczęliśmy kierować się w stronę Cape Greco. Najpierw zatrzymaliśmy się w okolicach Błękitnej Laguny (Blue Lagoon). Cape Greco to generalnie bardzo rozleklamowane miejsce i bardzo promowane wśród turystów. I przyznam, że nie ma się co dziwić, bo jest tam zwyczajnie ładnie. Klify, turkusowa woda, ścieżki trekkingowe, jaskinie – cóż więcej potrzeba przeciętnemu turyście. Błękitna Laguna, przy której się zatrzymaliśmy to miejsce właśnie z klifami i turkusową wodą. Jest tam nawet polanka, gdzie można urządzić sobie piknik w przyjemnych okolicznościach przyrody. Podejrzewam, że w okresie letnim są organizowane do Blue Lagoon wycieczki łodzią. W styczniu takiej możliwości nie było.
Po kilku minutach jazdy dotarliśmy do miejsca zwanego Kamara Tou Koraka Stone Arch. Jest to dosyć podobna do Mostu Miłości formacja skalna, która wyglądem przypomina łuk albo most. Kilkadziesiąt metrów za tą formacja skalną jest uroczy kościółek grekokatolicki.
Cape Greco to piękny teren bogaty w liczne trasy trekkingowe. Uważam, że warto jest tam pojechać o dowolnej porze roku i nawet spędzić tam kilka dni na samych spacerach. Nas już gonił czas, bowiem jeszcze chcieliśmy tego samego dnia zwiedzić Larnakę, więc już musieliśmy się zbierać i ruszać w dalszą trasę. Na pewno jednak jeszcze kiedyś chciałabym wybrać się do Cape Greco na dłużej 😉
Na koniec jeszcze wrzucam moją filmową relację z Cape Greco.